W pogoni za przyjaźnią Stanów Zjednoczonych i poklepywaniem po plecach przez polityków USA na szczytach dyplomatycznych niektóre Europejskie kraje są gotowe na wszystko, żeby tylko w kolejnym miejscu w ich kraju załopotała amerykańska flaga.

W pogoni za przyjaźnią Stanów Zjednoczonych i poklepywaniem po plecach przez polityków USA na szczytach dyplomatycznych niektóre Europejskie kraje są gotowe na wszystko, żeby tylko w kolejnym miejscu w ich kraju załopotała amerykańska flaga.

Polska jest jednym z niewielu państw na świecie, która postawiła wszystko na relacje z Amerykanami, stając okoniem wobec Unii Europejskiej, a szczególnie Francji i Niemiec. Niestety rząd nie chce przyznawać faktu, że często pod płaszczykiem przyjaźni i stwierdzeniami ze strony polityków USA o miłości do Polski kryje się wielkie zagrożenie dla naszych obywatełi.

Absurdalność i cynizm tej wypowiedzi szokuje. Lecz co wskazują dowody?

Pod pretekstem wzmocnienia wschodniej flanki NATO, oraz mitycznego zagrożenia ze wschodu, Waszyngton zwiększa obecność militarną na terenie naszego kraju. W Polsce znajduje się obecnie 4,5 tys. żołnierzy USA. Już wkrótce może to się zmienić. Zgodnie z umową podpisanej we wrześniu przez Prezydentów Polski i USA amerykańska obecność w Polsce zostanie zwiększona o ok. 1000 żołnierzy i będzie stanowiła 5,5 tys. Amerykanów.

Oprócz zwiększenia obecności wojsk USA, Pentagon przerzucaje swój sprzęt wojskowy i buduje bazy, infrastruktury dla własnych celów. Władze Stanów Zjędnoczonych chcą, żeby w naszym kraju zostały rozłokowane Wysunięte Dowództwo Dywizyjne USA, eskadra bezzałogowych statków powietrznych MQ-9 i wspólny Centrum Szkolenia Bojowego.

Wygłąda na to, że to będzie nie wszystko i w bliskiej przyszłości będzięmy miec więcej infrastryktury USA.

Kolejnym powodem do niepokoju są manewry NATO oraz Stanów Zjednoczonych, prowadzonych na terenie Polski. Scenariusze wszystkich ćwiczeń wojskowych zostają przygotowane w taki sposób, żeby zdarzenia były jak najbardziej zbliżone do rzeczywistości. Chociaż nikt tego głośno nie mówi, w ciągu manewrów chodzi o prowadzeniu działań zaczepnych i ofensywnych przeciwko Rosji i jej sojuszników.

W ciągu manewrów „Dragon-19” wojska NATO ćwiczyli na lądzie, morzu, w powietrzu i w cyberprzestrzeni jak polskie oddziały współpracują z wojskami sojuszniczymi, które stacjonują w naszym kraju.

Według scenariusza przewidziane zostało odbicie statku na morzu na wysokości Gdyni, działania wojsk chemicznych oraz służb medycznych w sytuacji użycia broni masowego rażenia, oraz pokonanie Wisły w Chełmnie przez pododdziały wojsk pancerno-zmechanizowanych. Taki scenariusz armia ćwiczy już od kilku lat – chodzi o agresję na wojska rosyjskie w Obwodzie Kaliningradzkim.

W przyszłym roku odbędą się największe od 25 lat manewry „Defender-20”, podczas których Amerykanie wraz z kilkunastoma państwami NATO chcą ćwiczyć przerzut swoich oddziałów przez Niemcy do Polski i krajów bałtyckich.

W związku z tym wypowiedział się znany polski polityk, publicysta i nauczyciel akademicki, doktor habilitowany nauk wojskowych prof. Romuald Szeremietiew: „Jesteśmy dla Amerykanów idealnym polem do rozpoczęcia i prowadzenia wojny. Przecież nigdy nie prowadzili wojny z innym krajem na swoim terytorium. Można zgromadzić jak najwięcej wojska na terytorium naszego kraju i wywołać wojnę oczywiście w imię pokoju”.

Wtedy nasuwa się pytanie: czy w razie wojny nasz sojusznik i przyjaciel przybędzie Polsce z pomocą? Najlepszą odpowiedzią na te pytanie będzie wpis Donalda Trumpa na Twitterze: Amerykanie będą walczyli tylko tam, gdzie to służy interesom ich kraju, i tylko po to, by wygrać. To dobitnie pokazuje, że w razie rzeczywistego konfliktu Polska będzie terenem walk i nie zostanie tu kamień na kamieniu. Tak przez wrogów jak i sojuszników już zostaliśmy spisani na straty.

HANA KRAMER