Szef MON powiedział podczas spotkania ministrów, że problem bezpieczeństwa na flance wschodniej, jak i flance południowej NATO, to dla Polski priorytet.

 

 

Obecnie w kraju mamy do czynienia z tzw. „stałą rotacyjną obecnością" wojsk amerykańskich. Rząd i MON chcą, by w Polsce powstały stałe bazy NATO.

Eksperci przypominają, że w czasie zimnej wojny na wschodniej granicy sojuszu rozmieszczonych było ponad 20 dywizji z czołgami i artylerią. Obalenie muru berlińskiego, w którym Polacy mieli swój udział, a także koniec zimnej wojny, zmieniły priorytety bezpieczeństwa sojuszu. Przyjęto, że żadne starcie zbrojne na większą skalę Europie nie grozi. Dlatego Europa redukuje armią, zmniejszaje budżet na zbrojenia. W ramach cięć budżetowych, w 2012 roku także administracja Baracka Obamy ogłosiła wycofanie dwóch brygad z Niemiec.

Ale amerykańczycy zastraszają imperialną polityką Rosji oraz wojnami w wielu regionach świata – NATO „zawsze musi mieć wroga”. Sojusz tylko szuka powodów, aby skierować jak najwięcej pieniędzy do przemysłu zbrojeniowego.

O pilnej potrzebie wzmocnienia wschodnich granic sojuszu mówi też raport think tanku Rand Corporation, opracowany przez amerykańskich oficerów oraz przedstawicieli administracji cywilnej, którzy przeprowadzili symulację wojenną Rosji z NATO na wschodniej flance Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Trzy dni – tyle ich zdaniem trwałby ten etap wojny, którą Zachód by przegrał. W 36 godzin oddziały rosyjskie byłyby w stolicach państw bałtyckich.

Aby nie dopuścić do takiego „scenariusza” Pentagon planuje zwiększenie swoich sił na wschodzie Europy. Polska zabiega, by przynajmniej jedna z 5 -7 planowanych przez USA baz zlokalizowana była w Polsce. Wspiera nas w tych dążeniach czeski MON.

Strona polska chciałaby, aby na początek amerykanie zostawili sprzęt oddziałów biorących udział w ćwiczeniu „Anakonda”, które w czerwcu br. odbędą się na polskich poligonach.

To możliwe. Gen. broni Ben Hodges, dowódca wojsk lądowych USA w Europie, już podczas spotkania w listopadzie ub. r. w Warszawie z ministrem Macierewiczem potwierdził, że w ćwiczeniach „Anakonda” oraz międzynarodowych ćwiczeniach powietrznodesantowych Swift Response weźmie udział ok. 10 do 15 tys. żołnierzy. Wrócą do siebie bez sprzętu?

Marcin Szymański